Jak sama wspomina, „za młodu rada była strzelać i zawsze miewała pistolety“. Sama zarabiała na swoje życie, klejnoty i luksusy. Można by powiedzieć, że „gdzie diabeł nie mógł, tam Pilsztynową posłał“.
Nie wiemy dokładnie, jakiej była urody, bo drugi mąż zeszpecił ją, podczas próby jej otrucia. Podobno wszelkie defekty potem ustąpiły, została jednak bez niektórych zębów.
Panna doktorka
Regina Salomea Rusiecka urodziła się na Nowogródczyźnie w 1718 roku. Pochodziła z katolickiej, drobnoszlacheckiej rodziny. Panna nie miała wtedy raczej szans na gruntowne wykształcenie, nauczyła się więc tylko czytać i pisać. Tę, i tak szczątkową edukację przerwało… małżeństwo.
Czternastoletnia Regina została wydana za znanego niemieckiego lekarza i okulistę, luteranina, Jakuba Halpira. Od tego związku wszystko się zaczęło…
Halpir praktykował w Stambule, więc zaraz po ślubie Regina opuściła rodzinne strony i wyjechała razem z mężem. Jakub był znakomitym lekarzem, przy nim młodziutka Regina poznawała podstawy teorii i praktyki lekarskiej, w tym okulistyki.
Kiedy mąż zaniemógł na skurcze mięśni, leczył go, znajdujący się w tureckiej niewoli, włoski kolega po fachu. On jeszcze bardziej poszerzył wiedzę Reginy, podarował jej też kilka podręczników medycyny i nauczył łaciny, która była niezbędna przy wypisywaniu recept.
Małżeństwo z doktorem Halpirem nie było udane. On, naukowiec i światły luteranin patrzył trzeźwym okiem na otaczający go świat. Ona, mimo nabytej przy mężu wiedzy, nadal wierzyła w astrologię, gusła, czary, a nawet sztuki czarnoksięskie.
W swoich pamiętnikach pisała o mężu: „Trudno mu to wmówić, że przez czary może człek i umrzeć“. Choć owocem związku była córka, Konstancja, małżonkowie rzadko znajdowali wspólny język.
Pewnego dnia, po kolejnej domowej awanturze, rozgniewany doktor Halpir porzucił żonę, zostawiając jej jedynie skromną rentę. Co zostało siedemnastoletniej Reginie? Postanowiła wrócić do Polski.
Wkrótce dotarła do niej wiadomość o śmierci męża. Zaczęła prowadzić własną praktykę. Do pacjentów podchodziła intuicyjnie, po terapii modliła się o ich powrót do zdrowia.
Kiedyś widziała, jak wiejska akuszerka odbierała poród u kobiety, która już poroniła kilka razy. Kiedy dziecko przyszło na świat martwe, przykryła je misą do wyrabiania ciasta, pomodliła się, zdjęła misę i szczęśliwie okazało się, że niemowlę żyje. Sama z powodzeniem zastosowała tę metodę podczas przyjmowania porodu.
nnym razem w Stambule leczyła 22-letniego syna podskarbiego koronnego, modląc się żarliwie. W swej księdze pisała: „I tak ja wziąwszy P. Boga na pomoc wzięłam w kurację tego pacjenta. Zrobiłam mu kataplazmy na głowę i twarz, bo do wewnętrznego zażywania nie można było nic dać, bo język był z gęby wysadzony. (…) I tak mnie pan Jezus pomógł, żem tego pacjenta swego doskonale wykurowała we dni 40“. Cóż, można i tak…
Nie jestem szpiegiem
Młoda, siedemnastoletnia wdowa zwracała na siebie uwagę mężczyzn. Próbował ją uwieść Józef Rakoczy, książę siedmiogrodzki, przed natarczywością którego musiała uciekać. Chcąc się zemścić, odrzucony admirator oskarżył dziewczynę o szpiegostwo, a za to groziła pewna śmierć.
Regina uciekła przed nim do tureckiego Ruszczuku (dziś Ruse w Bułgarii). Jak sama pisała, „by zbyć się niepotrzebnego amorata (…) po cichu najęłam sobie mały okręcik i pojechałam do Ruszczuku Dunajem. Ależ nie mogłam się z tym rozsławić, że jadę (…) nie wzięłam paszportu z tej bojaźni, żeby się książę Rakoczy nie dowiedział o mnie i żeby mnie nie przeszkodził w tej podróży“. Tylko przypadek sprawił, że udało się jej wyjść cało z opresji.
Do Ruszczuku przybył właśnie basza Ahmet-aga, turecki podskarbi koronny. Jego 22-letni syn był ciężko chory. Regina Salomea poskarżyła się dostojnikowi: „Miłościwy panie, nigdy temu nie wierz, żebym ja miała być szpiegiem w tak młodym wieku… A skądże na mnie ta kalumnia?“
Basza chciał, by znana już lekarka uzdrowiła mu syna. Kazał więc uwolnić ją od wszelkich zarzutów i na dodatek, sprowadzić do swojego pałacu. Gdy Regina Salomea w 40 dni przywróciła do zdrowia syna tureckiego dostojnika, ten natychmiast obiecał dać jej „tak mocną protekcję, żeby się już nic nikogo nie bała“.
Uzdrowienie syna sułtańskiego dostojnika przysporzyło jej możnych przyjaciół. Tak się tym wsławiła, że ją „za najlepszą doktorkę mięli wszędzie w okoliczności“.
Regina z pasją leczyła pacjentów, pilnie zapisując w swym prywatnym dzienniku przepisane przez siebie kuracje i ich terapeutyczne efekty. Wyniki swoich badań zamierzała kiedyś opublikować. Autorka ogłosiła się przy tym doktorem medycyny i okulistyki.
Regina idzie za rozpustnika
Była teraz sławna, a dzięki temu szybko zaczęła zarabiać ogromne pieniądze. Powtórnie wyszła za mąż, tym razem świadomie, za jeńca, którego dwa lata wcześniej wykupiła z tureckiej niewoli. Miała wtedy 21 lat.
Józef Fortunat de Pilsztyn był chorążym hetmana litewskiego, księcia Michała Radziwiłła. Razem z mężem zamieszkała na dworze książęcym w litewskim Nieświeżu.
Wkrótce wyjechała do Petersburga, gdzie dzięki swym umiejętnościom, znalazła się na carskim dworze, w najbliższym otoczeniu cesarzowej Rosji, Anny Iwanówny. Tam pomyślnie wyleczyła córkę księżnej Czerkaskiej z uporczywych zawrotów głowy.
Niewidomej od czternastu lat dziewczynie usunęła skutecznie kataraktę specjalnym „przyrządem“. Cesarzowa, ku zazdrości nadwornych lekarzy, zdecydowała, by Regina Salomea Pilsztynowa zamieszkała w jej pałacu.
Wydawałoby się, że drugie małżeństwo będzie udane. A jednak nie. Mimo, że Pilsztynowie mieli dwóch synów, ich związek nie był szczęśliwy. Regina, znudzona życiem na książęcym dworze zdecydowała się porzucić męża i oddać się temu, co było od dawna treścią jej życia – podróżom i praktyce medycznej.
Decyzję o odejściu przyspieszył fakt, że „mąż, utracjusz i rozpustnik, wiarę jej złamał“. Raz nawet próbował ją otruć, zadając truciznę tak okrutną, że – jak powiada – „zęby mnie powypadali, włosy obleźli, paznokcie schropowacieli, nawet wszystka skóra się ze mnie złupiła“. Mimo iż „defekty“ wkrótce minęły miarka się jednak przebrała.
Całe „to zamęście kością mi gardle stoi i świat mi obmierzł“ – wspominała. W 1743 roku rozstała się w końcu mężem i została z dwoma synami. Odtąd o mężu już nigdy nie wspomniała. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała być sama. Powoli zaczynał się kolejny, równie burzliwy jak poprzednie, związek.
Teraz związała się z tajemniczym, młodszym od niej o siedem lat kawalerem. Oczarowana „amoratem“, którego opisuje w pamiętnikach jedynie inicjałami „J.M.C.Z.“, pozwalała się bezwstydnie wyzyskiwać. Dawała mu pieniądze na różne oszukańcze pomysły, a on wykorzystywał jej łatwowierność.
Doszło nawet do tego, że powierzyła mu na kilka miesięcy opiekę nad swoimi synami, gdy wyjechała do Lwowa. Efektem tej lekkomyślności była śmierć starszego z nich.
„Amorat“ – jak pisała – „rad był popijać i z dziewką żartować (…) dlatego dziecię to zamykał do ciemnego sklepu przez trzy miesiące i zapominał o nim, że mu czasem we trzy dni ledwie chleba dawał i tak to dziecię na gołej ziemi leżało, przestraszyło się, spuchło i z tego umarło“.
Syn Reginy miał wtedy dziewięć lat i więcej ponad to zdanie Pilsztynowa nie poświęciła jego odejściu w swoich wspomnieniach. Sprawa trafiła nawet do sądu, ale „amorat“ uciekł przed aresztem do klasztoru w Kamieńcu. Tam spotkał się też z Pilsztynową, która… wybaczyła mu winy i wycofała oskarżenie.
Raj na ziemi
Po tragicznych chwilach, przyszedł czas na Wielką Przygodę. Regina podróżowała po całej Europie. Była chyba pierwszą kobietą z Polski, która odbyła niejedną morską podróż.
Pisała o tym potem: „Jeśli ktoś się morza boi, to jest dziecinna bojaźli i śmiechu godna. Ja, będąc białogłową, jakem kilka razy na morzu była, lecz mi nic z łaski Boga Najwyższego [się] nie stało“.
Innym znów razem, gdy była proszona przez tureckiego pana, Hadzy Sulimana Agę, o kurację oczu, wynajęła statek by dotrzeć do niego, a „trzeba morzem jechać było dwa dni“.
Pech chciał, że podróż morska zajęła aż jedenaście dni, a gdy tylko Pilsztynowa osiągnęła cel podróży, płynący w drogę powrotną, statek zatonął, odbiwszy ledwie od brzegu,. I tym razem opatrzność czuwała nad dzielną kobietą.
Podczas wojaży nie wahała się przebierać w męski strój. Kiedy została napadnięta przez rozbójników, wmawiała im, że wcale nie jest kobietą. Uwielbiała luksus, przepych, bogactwo. Zwiedziła Wołoszczyznę, Albanię, Macedonię i Grecję. W Serbii towarzyszyła armii tureckiej walczącej z Austrią.
Była osobistą lekarką przebywającego na wygnaniu w Bułgarii chana krymskiego, a w Wiedniu została lekarką ambasadora Turcji. Przewędrowała też cały niemal Egipt.
Była nienasycona. Skrupulatnie egzekwowała należności za przeprowadzone kuracje, ale zajęła się także wykupywaniem jeńców wojennych. Traktowała to jako zyskowną lokatę swojego kapitału. Mieszała się w handel winem i bakaliami, amorant musiał sporo kosztować.
W czasie pobytu w Stambule została nadworną lekarką w sułtańskim haremie. Znalazła nareszcie swoje miejsce w świecie. O ile pobyt na carskim dworze w Petersburgu nie przypadł jej zbytnio do gustu, Turcja ją oczarowała.
Znała dobrze tamtejszy język i miała tam wielu możnych przyjaciół. Sułtański dwór wydawał jej się rajem na ziemi. A ponieważ była wyjątkowo skuteczna, leczył się u niej cały wielki świat tureckiej stolicy.
Żony i córki sułtańskich dostojników nie mogły być badane przez mężczyzn. Tak trafiła do niedostępnego dla niewiernych sułtańskiego haremu, o którym pisała w swych pamiętnikach – „Jest w Stambule miejsce, Eski Seraj, to jest, gdzie żony i służebnice pierwszych cesarzów mieszkają, i te są na świecie prawdziwe niewolnice, bo do śmierci tam siedzieć muszą“.
Szlachcianka emancypantka
Która z kobiet potrafiła XVIII wieku z taką determinacją realizować wyznaczone sobie cele? Regina Salomea Pilsztynowa najwyraźniej nie miała ochoty, by trzymać się konwenansów swojej epoki. Cóż dziwnego, że jeszcze za swojego życia uznawana była za jedną z najbardziej nieprzeciętnych postaci dawnej Polski.
Posługiwała się biegle bronią palną, gdy raz przyszło jej bronić się od uzbrojonego w pistolet tureckiego zbója, ze śmiechem wyjęła parę krucic nabitych z kieszeni i rzekła do niego: „I mnie stanie na proch dla przysługi waćpana. Oddaj waćpan, co mnie należy, a potem niech będzie, co Pan Bóg da!“
Owocem jej burzliwych przeżyć jest pamiętnik jej autorstwa zatytułowany „Proceder podróży i życia mego awantur“. Autorka pisze w nim „Na cześć i chwałę Panu Bogu w Świętej Trójcy Jedynemu ofiaruję wszystko złe i dobre, co miałam i wycierpiałam, i mam mieć, i będę, wszystko to dla zasługi nieba ofiaruję, jak też tę błahą książeczkę umyśliłam moją własną ręką wypisać i moim własnym kosztem podać do druku…“
Podpisała swe dzieło jako „medycyny doktorka i okulistka Regina Salomea Makowska“. Skąd pochodziło to nazwisko – do dziś nie wiadomo. Być może jest to ślad tajemniczego „amorata“ J.M.C.Z. – jedynej chyba, prawdziwej miłości Reginy Salomei z Rusieckich Pilsztynowej.