Naukowa wyprawa Michaliny Isaakowej do Brazylii w 1926 roku otworzyła nowy rozdział w historii wojażowania Polek po świecie. Michalina była wdową po Juliuszu Isaaku, entomologu, kolekcjonerze, światowej sławy badaczu życia i rozwoju owadów.
Naukowca pasjonowały przede wszystkim motyle podzwrotnikowe, których rzadkie gatunki hodował we własnej pracowni w Zawierciu. Krzyżował je z innymi, otrzymując nowe odmiany. Żona uczestniczyła w tych pracach. W dwa lata po śmierci męża postanowiła kontynuować jego dzieło. Przemierzyła Paranę, docierając z pomocą polskich osadników nad rzekę Ivai oraz do słabo zaludnionych okolic Apucarany. Do kraju wróciła w maju 1928 roku, przywożąc zbiór liczący 15 tysięcy owadów. Opis swej wyprawy zawarła w książce „Polka w puszczach Parany“ (1936). Wstęp do niej napisał Arkady Fiedler. Nakreślił w nim postać prawdziwej pasjonatki: W południowej Brazylii, w latach 1928-29, natrafiałem często w polskich koloniach na ślady dziwnej kobiety. Samiuteńka przyjechała z Polski, przez dwa lata żyła w Paranie i tuż przed moim przyjazdem do Ameryki wróciła do kraju. Niewiasta uzbrojona w niebywałą odwagę szła sama między obcych ludzi, przebywała wśród Indian i dzikich kabokli, wdzierała się w mroczną puszczę, tam gdzie nawet uzbrojony mężczyzna szedł niechętnie, i polowała gorliwie przez cały czas na naj-osobłiwszą i najciekawszą zwierzynę, jaką stworzyła przyroda południowoamerykańska: na owady, a głównie na motyle.
Jak wiadomo, autor książek „Ryby śpiewają w Ukajali“, „Zwierzęta z lasu dziewiczego“ i „Orinoko“ sam był pasjonatem motyli, a nagroda jego imienia, przyznawana co rok za książki podróżnicze, wiąże się z wręczeniem laureatom Bursztynowego Motyla. Nasz znakomity podróżnik nie ukrywał podziwu dla osoby podzielającej jego zainteresowania: Zdobyła wspaniałą kolekcję groteskowych chrząszczy, okrutnych modliszek, dziwacznych szarańczy i przecudnych motyli, niektóre o rozpiętości naszej kuropatwy (…). Gdy zwiedzałem okolice, w których niedawno działała, byłem świadkiem ciekawego zjawiska, jak pamięć o niej przeistaczała się w legendę o sympatycznej i dzielnej „łowczyni motyli“.
Po powrocie do Polski podróżniczka prezentowała zbiory męża i swoje własne trofea, organizując wystawy i wygłaszając wykłady w różnych miastach Polski. Na jednej z takich wystaw, urządzonej przed Wielkanocą 1932 roku w auli gimnazjum przyrodniczego im. Bergera w Poznaniu, Fiedler spotkał się z nią osobiście. Odnotował wówczas, że o swych wędrówkach po lasach parańskich umie opowiadac niezmiernie ciekawie, sama zaś jest nowym typem Polki. Jej poprzedniczki w ciężkich chwilach stawały u boku mężów z orężem w dłoni. Ona zaprezentowała innego rodzaju odwagę: Nie zdarzyło się, aby niewiasta w starszym wieku wyjechała sama do tropikalnej puszczy, dawała sobie znakomicie radę we wszystkich opałach i ostatecznie zebrała kolekcję owadów, stanowiącą wcale niepośledni dorobek nauki polskiej
O Marii Isaakowej pisał również inny znany polski podróżnik, Mieczysław Lepecki. W książce „Parana i Polacy“ (1962), podzielając zachwyty Arkadego Fiedlera, przedstawił drogę dzielnej Polki do Kurytyby i Ponta Grosso: Odbyła ją z grupą karos, czyli wielkich parańskich bryk, zaprzężonych w osiem mułów, jakimi nasi rodacy wysyłają swoje płody rolne i sprowadzają towary z miast. Przez Therezinę, Apucaranę i Hervansinho przybyła do Candido de Abreu, położonego już na skraju cywilizacji i nieprzejrzanych borów dziewiczych. Przez kilkanaście miesięcy gościła u polskich fazenderów, osadników i nauczycieli. Wszędzie przyjmowano ją z wielką życzliwością i gościnnością. Był to bowiem nie lada ewenement -spotkanie samotnej, niemłodej, a odważnej i pełnej zapału uczonej polskiej. W oczach zdumionych mieszkańców puszcz łowiła motyle i owady, konserwowała je, suszyła, zabezpieczała przed zepsuciem. Napawała ich jakimś dziwnym rozrzewnieniem. Przyjechała oto z tak daleka, aby zajmować się czymś tak niepojętym, jak kolekcjonowanie stworzeń, które ledwie że w swoich osadach zauważali. Byli dla niej we wzruszający sposób dobrzy. Kobiety i dziewczęta, zgubione w sprawach dnia codziennego, widziały w niej jakby gwiazdę, jakby zjawisko nie z tego świata. Ileż ona musiała obudzić tęsknot, ledwie przeczuwalnych myśli i nadziei. Wieści o dziwnej kobiecie, uczonej łowczyni motyli zataczały coraz to szersze kręgi, przedostawały się pod palmowe strzechy ludzi leśnych, aby w końcu przeistoczyć się w legendę.
Tuż przed II wojną światową Michalina Isaakowa wyjechała ponownie do Brazylii. Niestety, tym razem jej samotna wyprawa zakończyła się tragicznie. Utonęła podczas przeprawy czółnem przez jedną z brazylijskich rzek. Rodzina w kraju próbowała po wojnie wyjaśnić okoliczności tej tragedii. Udało się jedynie ustalić, że zbiory, które zgromadziła w czasie drugiej wyprawy, przejął rząd brazylijski. Ambasada polska nie potrafiła wskazać, gdzie została pochowana Isaakowa. Informację o tym przekazała mi jej prawnuczka, łódzka dziennikarka Małgorzata Golicka.